Długo myślałam nad tym, jak mam zacząć pisać ten post, przed chwilą skończyłam czytać autobiografię królowej Noor i muszę przyznać, że jest to na prawdę "opowieść o nieoczekiwanym życiu".
Sięgając po tę książkę miałam sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam dowiedzieć się więcej na temat tej fascynującej kobiety, a któż to zrobi lepiej niż ona sama ? Z drugiej obawiałam się, że autobiografia zniszczy moje wyobrażenie i opinie na temat królowej, ukształtowane na przestrzeni ostatnich lat. W dalszej części postu przedstawię Wam kilka fragmentów książki, trudno wybrać krótkie urywki, które zachęcą Was do sięgnięcia po tę pozycję. Królowa ze szczerością i prostotą opisuje swoje życie, nie ukrywając momentów, które z pewnością wolałaby zachować gdzieś głęboko w pamięci i nie powracać do nich wspomnieniami. Nie kryje poronienia w trakcie pierwszej ciąży, czy małego guza piersi, którego usunięto na krótko przed wykryciem choroby króla. Przez całe życie starała się wspierać swojego męża. Na krótko przed ślubem powzięła decyzję, że nigdy nie będzie obarczała go swoimi problemami czy obawami, co robiła przez całe wspólne życie. Trudno powstrzymać łzy czytając ostatnie strony książki (opisujące ostatnie dni króla), od dawna tak uczuciowo nie reagowałam na czytane przeze mnie zdania.
Sięgając po tę książkę miałam sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam dowiedzieć się więcej na temat tej fascynującej kobiety, a któż to zrobi lepiej niż ona sama ? Z drugiej obawiałam się, że autobiografia zniszczy moje wyobrażenie i opinie na temat królowej, ukształtowane na przestrzeni ostatnich lat. W dalszej części postu przedstawię Wam kilka fragmentów książki, trudno wybrać krótkie urywki, które zachęcą Was do sięgnięcia po tę pozycję. Królowa ze szczerością i prostotą opisuje swoje życie, nie ukrywając momentów, które z pewnością wolałaby zachować gdzieś głęboko w pamięci i nie powracać do nich wspomnieniami. Nie kryje poronienia w trakcie pierwszej ciąży, czy małego guza piersi, którego usunięto na krótko przed wykryciem choroby króla. Przez całe życie starała się wspierać swojego męża. Na krótko przed ślubem powzięła decyzję, że nigdy nie będzie obarczała go swoimi problemami czy obawami, co robiła przez całe wspólne życie. Trudno powstrzymać łzy czytając ostatnie strony książki (opisujące ostatnie dni króla), od dawna tak uczuciowo nie reagowałam na czytane przeze mnie zdania.
W swojej autobiografii królowa skupia się na sytuacji politycznej i problemach Jordanii z okresu swojego małżeństwa. Bardzo dużo pisze o swoim mężu, Jego poglądach i powodach dla których podejmował takie, a nie inne decyzje. Królowa dokładnie opisuje traumatyczne wydarzenia z perspektywy osoby przy "władzy". Z jednej strony wszyscy dążą do władzy i popularności, Noor otwarcie mówi o ich wpływie na życie swoje męża, swoje oraz całej rodziny.Otwarcie opisuje wpływ problemów w państwie na napięcia w sferach prywatnych oraz zdrowie króla i swoje. W czasie wojny w Zatoce Perskiej, para królewska, nie spała nawet po kilka dni, starając się zażegnać konflikty, co król ostatecznie przypłacił depresją i innymi dolegliwościami. Gdy jakiś czas późnej przechodził kompleksowe badania, lekarz nie krył, że jego stan zdrowia jest odpowiedni dla osoby starszej o 10 lat od niego. Książka rysuje wnikliwy obraz królowej, Jej męża, całej Jordanii oraz ogółu instytucji zwanej "monarchią". Muszę przyznać, ze w żadnej książce o monarchii, którą przeczytałam, nie doszłam do tak wielu wniosków i nie dowiedziałam się tak wiele o tej fascynującej instytucji i życiu Jej członków. Wszystko co wydaje się Nam, obserwatorom, proste, wcale takie nie jest. Od najmniejszego gestu, jednego słowa zależą stosunki nie tylko rozmówców, ale ich państw. Jeśli ktoś naprawdę interesuje się monarchią, powinien przeczytać tę książkę, nawet jeśli nie fascynuje go królowa Noor.
Wyobrażałam sobie, że jeśli będę chciała opisać swoje życie, zrobię to na starość, kiedy będę mogła spokojnie odpowiedzieć niemal na wszystko. Po śmierci męża wielu ludzi zaczęło mnie zachęcać, żebym podzieliła się wspomnieniami i spostrzeżeniami na temat spuścizny po Husajnie, zwłaszcza, że w obecnych czasach może to mieć spore znaczenie.
Po raz pierwszy zobaczyłam swojego przyszłego męża przez obiektyw aparatu fotograficznego. Stałam z ojcem na płycie lotniska w stolicy Jordanii, Ammanie, gdy przyszedł do nas król Husajn, aby się z nami przywitać. Mój ojciec nie należał do ludzi, którzy przepuściliby jakąkolwiek okazję, dlatego wsunął mi aparat do ręki i powiedział:
-Zrób mi zdjęcie z królem.
Byłam potwornie skrępowana, posłusznie jednak zrobiłam zdjęcie,na którym uwieczniłam dwóch stojących obok siebie mężczyzn, a także najstarszą córkę króla Alijję. Potem mój ojciec i król przez chwilę rozmawiali. W końcu Husajn zawołał swoją żonę, królową Alijję, żeby nam ją przedstawić.
Dokładnie pamiętam, jakie wrażenie wywarła na mnie Jordania, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Byłam w drodze z Iranu do Stanów Zjednoczonych. W Iranie pracowałam dla brytyjskiego biura projektowego. Gdy spoglądałam przez okno samolotu, zachwycił mnie surowy krajobraz pustynny, skąpany w złocistym blasku zachodzącego słońca. Ogarnął mnie dziwny spokój i pewność, że tu jest moje miejsce na ziemi.
Może powinnam nieco poważniej potraktować dziwna przepowiednię , którą usłyszałam zaledwie kilka miesięcy wcześniej, podczas jednego z ostatnich wieczorów spędzonych w Teheranie. Pod koniec pożegnalnej kolacji w restauracji w centrum miasta znajomy, który siedział przy moim stoliku, przepowiedział mi przyszłość - zaglądając do mojej filiżanki z kawą. Pomieszał gęste fusy, obrócił filiżankę, odstawił ją na swoje miejsce i przyjrzał się wzorowi.
- Wrócisz do Arabii - powiedział - i poślubisz kogoś wysoko urodzonego. Arystokratę z kraju twoich przodków.
Nie wspominałam Marietcie ani ojcu, że od przeprowadzenia się do Jordanii kilka razy spotkałam króla na lotnisku w Ammanie. Często tam bywałam, by załatwić taką lub inną sprawę. Pamiętam, że pewnego dnia pędziłam wypożyczonym volkswagenem golfem, by przekazać list koledze, który wylatywał do Stanów Zjednoczonych. Przyjechałam zadyszana, zostawiłam samochód z zapalonym silnikiem i wybiegłam na płytę lotniska. Do odlotu zostało zaledwie kilka minut. Przy skrzydle samolotu przejście zatarasowała mi grupka mechaników i mężczyzn w popielatych garniturach. Przepychając się między nimi, niemal przewróciłam króla Husajna.
- Wasza Królewska Mość - sapnęłam, czując, że się rumienię.
Uśmiechnął się.
- Jak się pani miewa - spytał - Czemu tak rzadko panią widuję?
Jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Wybełkotałam coś nieskładnego i wytłumaczyłam, że muszę dostarczyć list. Potem pojechałam do szkoły latania, do biura mojej przyjaciółki, Melihy.
- Nie uwierzysz, co mi się właśnie przydarzyło - zaczęłam, po czym opowiedziałam jej niefortunną przygodę na lotnisku.
Życie Husajna było zdumiewające. Zachwycała mnie jego inteligencja, odwaga żywiołowość i niewyczerpane zasoby energii. Jednak w chwilach ciszy i spokoju, gdy byłam sama w swoim mieszkaniu, zastanawiałam się, dokąd to wszystko prowadzi. Przebywanie z Husajnem było przyjemnością, wręcz przywilejem, jednak zaczęliśmy spędzać ze sobą dużo czasu, co budziło obawy o to, czy nasza sielanka się nie skomplikuje. Jak sobie poradzę, jeśli to tylko wstęp do bardziej zażyłego związku ? Krążyły, plotki, że król jest playboyem, a ja nie chciałam, żeby cenna przyjaźń przekształciła się w typowy romans. Nie wyobrażałam sobie siebie w takiej sytuacji i miałam nadzieję, że nasza przyjaźń będzie trwała wiecznie.
Oglądając się wstecz, nie mogę się nadziwić, że w tamtym okresie Husajn był w stanie spędzić ze mną tyle czasu. Powiedziałam, że muszę zastanowić się nad jego propozycją [oświadczynami], a tymczasem nadal spotykaliśmy się w Haszimijji, jadaliśmy kolację, słuchaliśmy muzyki i oglądaliśmy filmy. Jego ulubionymi piosenkarzami byli: urocza libańska śpiewaczka Fajruz, Farid Al-Atrasza - urodzony w Syrii muzyk, piosenkarz i aktor (Maurice Cheavalier świata arabskiego) Johnny Mathis i szwedzka grupa Abba. Czasami Husajn sam mi śpiewał. Chociaż oględnie mówiąc, nigdy nie przepadałam za Abbą tak jak on, ujmował mnie za serce, gdy nucił" Take A Chance On Me.
Często ludzie nie potrafią pogodzić swoim wyobrażeń na temat, tego jak powinni wyglądać król i królowa, z naszym codziennym wizerunkiem. Z rozbawieniem wspominam pewne doświadczenie, chociaż podobne sytuacje zdarzają mi się do dziś. Podczas naszej pierwszej wizyty państwowej w Niemczech w listopadzie 1978 roku przybyliśmy do pałacu Gymnich, niemieckiej rezydencji dla oficjalnych gości. Po uroczystej ceremonii powitalnej na lotnisku Prezydent Walter Scheel i jego żona Mildred przywieźli nas helikopterem do rezydencji, w której mieliśmy mieszkać przez kilka najbliższych dni. Spotkaliśmy się tam z żoną właściciela zamku i ich maleńkim synkiem, któremu przedstawiono nas jako króla i królową. Chłopiec był bardzo uprzejmy, ale spoglądał na mnie wyraźnie zawiedziony.
- Gdzie ona ma koronę ? - spytał matkę, która przetłumaczyła jego żałosne pytanie.
Potem bardzo często spotykałam się z tym pytaniem i rozczarowaniem. Dzieci - a także wielu dorosłych - pragnie, by królowie i królowe wyglądali jak z bajki.
Ich zdaniem, królowa powinna być olśniewająca, stać na piedestale i ewentualnie z daleka kierować działalnością charytatywną. Nie miałam zamiaru być marionetką i spędzać czasu na otwieraniu bazarów i wystaw, co zasugerował mi jeden z dworskich urzędników. Przeciwnie, chciałam mieć swój udział w rozwiązywaniu problemów, co z pewnością robiłabym, gdybym została urbanistką albo dziennikarką. Jak każda osoba o mojej pozycji usłyszałam sporo rozbieżnych opinii na temat, tego na czym polega moja rola, jak powinnam się prezentować i czego wszyscy ode mnie oczekują. Gdybym nawet potrafiła się rozmnożyć i być dziesięcioma odmiennymi osobami, i tak nikogo bym nie zadowoliła.
Lataliśmy boeingiem 727 z królewskiej eskadry; w większości przypadków za sterami siedział mój mąż. Był wspaniałym pilotem, ale też lubił straszyć swoich bardziej bojaźliwych pasażerów czymś, co nazywał wyczynami kaskaderskimi. (...) Nawet ja byłam zaskoczona. Ilekroć wysocy urzędnicy, przyjaciele, rodzina i ochroniarze, którzy bali się latać, widzieli, że Husajn z błyskiem w oku wędruje do kabiny pilotów, szybko wyjmowali kompasy, by sprawdzić, z której strony jest Mekka, po czym zaczynali się modlić.
W czerwcu 1986 roku trzymiesięczna Raja towarzyszyła królowi i mnie podczas balu w zamku w Windsorze w Anglii. Tego wieczoru nasz córeczka dostarczyła jedynej w swoim rodzaju rozrywki wielu młodszym członkom brytyjskiej rodziny królewskiej, gdy dowiedzieli się, że w małym pomieszczeniu tuż obok sali balowej znajduje się niemowlę. W swoim dzienniku zapisałam: "Raja wywołała uśmiech na twarzy Diany, Andrzeja i Sary. Mam nadzieję, że rozproszyła obawy Andrzeja przed założeniem rodziny".
Embed from Getty Images
Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy powiedziano mi, że mąż ma raka. Siedziałam w saloniku, który szpital oddał do dyspozycji mnie i dzieciom po zabiegu Husajna. Po kilku godzinach w pomieszczeniu pojawiła się znajoma twarz. Doktor David Barett, który w 1993 roku z powodzeniem operował Husajna, poinformował nas, że zabieg przebiegł pomyślnie i że król został przewieziony na salę. Dzieci trochę się uspokoiły. Potem doktor Barett i ja wyszliśmy na korytarz. Wtedy powiedział mi, że w kilku miejscach wykryto u Sidiego zmiany rakowe. Lekarze podejrzewali chłoniaka złośliwego. To było wszystko co zdołałam pojąć. Pamiętam, że stałam i patrzyłam, jak poruszają się wargi mojego rozmówcy, a gdzieś z oddali dobiegał jego głos. Miałam w głowię gonitwę myśli; próbowałam zdobyć się na odrobinę optymizmu. Na ziemię sprowadziła mnie reakcja doktora Baretta. Chociaż wyraźnie starał się zapanować nad emocjami, po policzkach płynęły mu łzy. Skończyło się na tym, że to ja zaczęłam go pocieszać, jednocześnie powoli oswajając się ze znaczeniem jego słów. Jeśli wykryto zmiany rakowe w kilku różnych miejscach, to czy choroba jest bardzo zaawansowana i zostało nam zaledwie kilka miesięcy, tygodni a może dni?
Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy powiedziano mi, że mąż ma raka. Siedziałam w saloniku, który szpital oddał do dyspozycji mnie i dzieciom po zabiegu Husajna. Po kilku godzinach w pomieszczeniu pojawiła się znajoma twarz. Doktor David Barett, który w 1993 roku z powodzeniem operował Husajna, poinformował nas, że zabieg przebiegł pomyślnie i że król został przewieziony na salę. Dzieci trochę się uspokoiły. Potem doktor Barett i ja wyszliśmy na korytarz. Wtedy powiedział mi, że w kilku miejscach wykryto u Sidiego zmiany rakowe. Lekarze podejrzewali chłoniaka złośliwego. To było wszystko co zdołałam pojąć. Pamiętam, że stałam i patrzyłam, jak poruszają się wargi mojego rozmówcy, a gdzieś z oddali dobiegał jego głos. Miałam w głowię gonitwę myśli; próbowałam zdobyć się na odrobinę optymizmu. Na ziemię sprowadziła mnie reakcja doktora Baretta. Chociaż wyraźnie starał się zapanować nad emocjami, po policzkach płynęły mu łzy. Skończyło się na tym, że to ja zaczęłam go pocieszać, jednocześnie powoli oswajając się ze znaczeniem jego słów. Jeśli wykryto zmiany rakowe w kilku różnych miejscach, to czy choroba jest bardzo zaawansowana i zostało nam zaledwie kilka miesięcy, tygodni a może dni?
O powrocie do Jordanii 19 stycznia 1999 roku:
Wszyscy stanęliśmy nad Husajnem w samolocie, a dziewczęta i Haszim pomagali mu ułożyć szalik i kufijję. Pomimo osłabienia król wysiadł z samolotu z ogromnym dostojeństwem, a po dotknięciu jordańskiej ziemi, ukląkł i pomodlił się (...).
Jak zawsze miałam zamiar trzymać się z tyłu, by cała uwaga skupiła się na Husajnie. Jednak tym razem przyciągnął mnie do siebie, a gdy odpowiadał na pytania prasy, byłam zaskoczona, wręcz zażenowana jego miłymi słowami na mój temat. Nigdy wcześniej publicznie nie mówiliśmy o sobie.
Nasza droga do domu była wyczerpująca, ale niezwykle radosna. Pomimo chłodu, ulewnego deszczu i wiatru Husajn poprosił, żeby otworzyć dach samochodu. Chciał wstać i machać ludziom zebranym wzdłuż ulic. Próbowałam mu to wyperswadować, on jednak jechał odsłonięty przez większość drogi do Bab as-Salam. Jeżeli ludzie zgromadzeni wzdłuż ulic mogli stać na strugach deszczu, on też. Siedząc w samochodzie, mocno obejmowałam go za nogi, żeby go podtrzymać. Po naszym przybyciu do Bab as-Salam, uroczystości trwały nadal. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki, ale pełni entuzjazmu. Cała służba pałacowa wyszła na schody, żeby nas powitać. Hanna Farradż kamerzysta jordańskiej telewizji, wszedł za nami do środka i uwiecznił na taśmie, jak głośno powiedziałam do przemoczonego męża: Jalla, hammam, "Szybko do kąpieli", co pokazano w wieczornych wiadomościach.
Resztę trzeba przeczytać w całości, do czego Was bardzo zachęcam.
łoo raju! Ale świetna historia :) Nigdy nie czytałam o królowej Noor, ale widzę, że byłam głupia, bo jej historia mnie bardzo zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńJest tam masa ciekawych historii, jak np. Król śpiewający Take a chance on me, po oświadczeniu się Noor, czy zabawki porozrzucane na schodach, które podczas oficjalnej wizyty w Jordanii musiała omijać królowa Elżbieta :)
UsuńNo i masz- poryczałam się... Książka naprawdę musi być świetna i już zabieram się do zamówienia jej.
OdpowiedzUsuńPoczekaj, aż będziesz czytać i dojdziesz do ostatnich stron, ja ryczałam juże jakieś dziwić stron przed zakończeniem, a późnej prawie godzinę :/
UsuńSuper że napisałaś tę recenzję, choć z drugiej strony nie wiem czy tak dobrze bo tylko mi się lista zakupów wydłuża:-)Mam nadzieję że kiedyś pojawi się też recenzja jakiejś książki o królowej Elżbiecie bo mam ochotę jakąś przeczytać.
OdpowiedzUsuńJa mam najnowszą, ale jeszcze się nie przebiłam :) na razie sięgam po "W królewskiej służbie" i "zabić arcyksiecia" - jestem w połowie i bardzo mnie zainteresowała :)
UsuńWiem że nie w temacie ale pod jednym z wcześniejszych postów pojawiła się prośba o pomysły na notatki, wiem że są różne blogi o Kate ale one najczęściej skupiają się tylko na niej a ja chętnie poczytałabym np o relacjach królowej z Dianą albo obecnie z Camilą, w ogóle ciekawi mnie jak ta ostatnia odbierana jest przez poddanych i pozostałych członków rodziny królewskiej.Nie wiem czy takie tematy mogłyby Cię zainteresować i czy nadają się na Twojego bloga, absolutnie zrozumiem jeśli nie, ale musiałam zapytać bo Twoje posty są najlepiej napisane, zawierają najwięcej informacji, po prostu pełen profesjonalizm.
OdpowiedzUsuńHmm mam kilka książek, sama interesuję się tym tematem, z,pewnością coś wymyślę :)
UsuńZ pewnością zdziwicie się tak jak ja:) ja juz zamówiłam jedną na dedalus.pl tez jest ta książka:
OdpowiedzUsuńhttp://allegro.pl/szwedzki-dom-panujacy-martha-schad-i4951013672.html
Ciekawe! Właśnie wpisałam na niemieckim amazonie "Martha Schad" - nazwisko autorki i pokazało mi się dużo książek jej autorstwa o różnych monarchiach. Widzę, że napisała dużo o monarchiach panujących i niepanujących. Już dorzuciłam kilka książek do zakupów w najbliższych miesiącach :)
UsuńP.S. Dzięki za recenzję książki o królowej Noor, na pewno zakupię :)
Wspaniała kobieta, piękne wspomnienia.....
OdpowiedzUsuńJa też kupię jak tylko finanse mi na to pozwolą- moim marzeniem jest żeby w Polsce wydali jakąś książkę o Mary.